23.10.2010

ostatnia wieczerza


kylie bax, helmut newton.


idealna kompozycja. tworzona tygodniami, przemysliwana i przezywana juz od miesiecy. gesta, zawiesista, ciemna, aromatyczna, intensywna. powoli i pewnie opanowujaca podniebienie. hipnotyzujaca juz od pierwszego kesu, zawladniajaca zmyslami i nie pozwalajaca sie odpedzic, wprawiajac jednoczesnie w oslupienie i skazujac na opetanie. z luboscia, niecierpliwym oczekiwaniem i dziecieca jak zwykle naiwnoscia oddalam sie zatem wychwytywaniu poszczegolnych skladnikow tego niebywalego spektrum rozkoszy. r. usmiechnal sie dolewajac sobie kolejny lyk wina. po czym spojrzal mi prosto w oczy i nie przerywajac krojenia krwistego befsztyku kontynuowal swoj monolog.

- wiesz, dlugo o tym wszystkim myslalem. i zmuszony jestem stwierdzic, ze..., ze to wszystko nie dla mnie.

- ?

- no, nie dla mnie te inscenizacje, nie dla mnie te wyrafinowane bielizny, stroje, perfumy, makijaze, potrawy, slowa, mysli. ja zostalem zupelnie inaczej wychowany.

-??

- otoz mnie pociagaja kobiety androgyniczne, wyemancypowane, takie, ktore podobnie jak i ja nie wiedza jak pisze sie slowo dzentelmen. bo nigdy o tym slowie nie slyszaly. a swiat w jakim ty sie poruszasz to wg mnie swiat sztuczny, swiat anachroniczny, jestes dla mnie zbyt kobieca. rozumiesz?

- nie. hm, tzn. tak i nie. ale kontynuuj.

- kurcze. nie zrozum mnie zle. ty jestes wyksztalcona, madra, urodziwa. ale jestes kobieta. taka rasowa. a ja z takimi jednak nie potrafie. jestes zbyt swiatowa. zbyt zjawiskowa. masz piekny styl, ale nie pasujacy do mnie. ty bardzo akcentujesz kobiecosc, a ja nie zwracam uwagi tak na wyglad. i tego oczekuje od mojej partnerki. tego, zeby byla wyemancpowana od tych wszystkich schematow damsko meskich. zeby miala w dupie pojecie dzentelmena. taki we mnie nie mieszka.

unioslam brew. odlozylam sztucce. stracilam jakikolwiek apetyt. omiotlam spojrzeniem moje mieszkanie i moja garderobe. dzinsy i koszula. bardziej mesko chyba juz nie bylo mozna. r. dostrzegl moja reakcje. po czym dodal napredce:

- nie nie. to nie tak jak myslisz. to nie tylko ubior, to tez twoje zachowanie. obojetnie co masz na sobie przykuwasz uwage, zle sie czulem bedac z toba w kawiarni. mezczyzni przy sasiednim stoliku nie spuszczali z nas przeciez oczu. moze ty nie pasujesz do tutejszego swiata. moze powinnas zyc w jakiejs metropolii albo w 18 wieku. ale tu jestes ewenementem. diva. i ja tego nie uniose. nie przystajemy do siebie.

nie wierzylam wlasnym uszom. ktos, kto biegal za mna od miesiecy. ktos kto pisal mi niewiarygodnie piekne, madre, cieple listy z nagla i niespodziewanie podaje mi zmrozony kawalek deseru. i bezlitosnie wpycha mi go do buzi. tak, jak gdyby wczesniej nie dostrzegal, kim jestem i jak sie zachowuje. a wszytsko to dlatego, ze nagle doznal olsnienia i czym predzej rzucil sie do ucieczki, gnany panika. kosztem moich uczuc. moich mysli. moich pragnien. trudno bylo mi zrozumiec, ze ktos, kogo slowa tyle znacza, ktos kto bez najwiekszego wysilku skupia na sobie uwage studentow czy tez sluchaczy w sali sadowej potrafi tak bardzo ulec obawie przed tym, ze moglby nagle zostac zepchniety do roli statysty. nie liczy sie uczucie. liczy sie tylko to jakie wrazenie sprawiam na zewnatrz. i jak bardzo jego swiat moglby ulec przez to zagrozeniu. ogarnal mnie przerazliwy smutek. i spogladajac w kierunku rozbebeszonych ksiazek judith butler na biurku resztkami sil zodbylam sie na ostatni gest amazonki.

- nie bede probowala zmieniac twej percepcji mej soby, drogi r., tak, jak nie bede zmieniala siebie po to, by ktos mnie zaakceptowal taka jaka jestem. ale jesli twierdzisz, ze stoisz ponad stereotypami, ponad akcentowaniem kobiecosci czy tez meskosci, to dlaczego nadal odgrywa to tak powazna role dla ciebie? dlaczego tak bardzo probujesz sie od tego odgraniczyc? czynisz to tak intensywnie, ze deprecjonujesz przez to wszystkie inne cenne skladniki naszej znajomosci. ze juz nie wspomne o uczuciu.

- nie potrafie tego zmienic, droga a. ale... ale moj ostatni zwiazek byl wlasnie z taka kobieta i wiem, ze tego juz kolejny raz nie zniose.

- wyglada zatem na to, ze cala ta "milosna" tyrada miala innego adresata? od ktorego tak bardzo pragniesz sie odgraniczyc? i przypadkiem napatoczylam sie ja? wiesz, ja nie przepadam za androgynicznymi mezczyznami. sa dla mnie zbyt niezdefiniowani. ja lubie silnie zarysowane kontury, ty zdawales sie takowe posiadac. cenie przed wszystkim mezczyzn, ktorzy wiedza czego chca. i - wybacz mi, ze znow bede stereotypowa, ale ponoc stygmat sprawia, ze czynimy wszystko by sie do niego dopasowac - potrafia to zdobyc. a skoro juz jestesmy przy temacie, mam nadzieje, ze jestes androgyniczny na tyle, by wyczuc ow nietakt i zamowic sobie taksowke....

3 komentarze:

  1. Pani jest mistrzynią, Pani jest doskonałą kobietą, której smukła dłoń odłożyła lnianą serwetke na talerz, przerywając kolację.

    Ale... (`ponieważ zawsze jest jakieś `ale``, jak mawiał A.)
    Facet, który formułuje mysl `to nie tak jak myslisz` nie powinien zająć Pani mysli...

    OdpowiedzUsuń
  2. och, merci! :)
    tak sobie mysle, ze wobec powyzszego wniosek jest jeden jedyny, prosze Pana, otoz pozostaje mi li i tylko zaczekac na Panskiego klona ;)

    OdpowiedzUsuń